...

  Ewa, zaskoczona nieco tym, co ujrzała, parsknęła po chwili śmiechem: - Ty?!... z Nią?!... Przecież znasz siebie i wiesz, że to nie może być nic poważnego! - krzyknęła. I nagle dotarło do mnie, że zostałam w sposób okrutny wykorzystana! Zostałam wmanipulowana w najzwyklejszą scenkę zazdrości. On, jakby pocałunek ze mną był dla niego codziennym "cześć", odwrócił się i wpadł w objęcia Ewy. Wtuleni w siebie, podążyli ku zejściu do kajuty. Ja, po raz kolejny, zostałam ze swoimi myślami i powtarzającym się pytaniem... Co to właściwie było???

Przebudziłam się. Pamiętałam, żeby nie otwierać oczu, bo wtedy sny uciekają i nie można ich sobie przemyśleć. Poza tym chciałam jeszcze spać, czułam, że jest wcześnie. W weekendy lubię zostać pod kołdrą odrobinę dłużej. 

Dobrze, zaraz, skup się... O czym był ten sen? Co wydarzyło się na łódce? Acha, już wiem... Zazdrosna Ewa. Skąd w ogóle wziął mi się ten pomysł? Przecież ona ma męża. Ale fakt, zawsze wyczuwałam, że starała się uchronić przede mną Tomka, jak przed jakąś femme fatale. Przecież ja go nie chcę skrzywdzić. To ostatnia rzecz, o jakiej myślę. Chciałabym go rozbawiać, powodować uśmiech na jego twarzy, słuchać go, podziwiać, wsiąść z nim do auta i mknąć w dal. Czy to możliwe? Czy tak może być? Czy oni wszyscy nam na to pozwolą? Ewa niby się ucieszyła, ale wyczułam w jej głosie nieszczerość. A przecież to ona jest nam obojgu najbliższa. Bożeeee... Dlaczego ja nie mogę się po prostu zakochać?? W jakimś przystojnym, bogatym, zabawnym kimś? Dlaczego nie mogę kogoś poznać, pójść na randkę, do łóżka czy gdzie tam jeszcze? Czy to naprawdę musi być takie skomplikowane?? Wiem, wiem. Marzyłam o miłości romantycznej. Ale to było w liceum! Odwołuję. Nie chcę cierpienia w miłości i nikt nie musi dla mnie umierać. Wystarczy, że będzie pamiętał o moich urodzinach i o tym, jaką lubię kawę. 

Właśnie... kawa... Za chwilę. Teraz jeszcze raz przypomnę sobie ten pocałunek z wczoraj. On naprawdę to zrobił. Dotknął mnie. Czy kiedykolwiek wcześniej mnie dotknął? Kiedyś położył rękę na moim ramieniu. Jakoś tak fachowo, coś akurat tłumacząc. Raz pamiętam, że przytulił mnie z okazji urodzin. Raz na przywitanie po wakacjach. Raz ja przytuliłam jego, gdy myślałam, że oszaleję za chwilę. I to by było chyba na tyle. Fajnie przytula. Ile razy o tym marzyłam... Ale on zawsze trzymał dystans. Facet nie do złamania. Zasady. Kuźwa. Kawa. Już czas.

...

Pojechałem po nią i gdy już przyzwyczaiłem się do tego, że zawsze trzeba na nią czekać, ona postanowiła być punktualna. Zaskakuje mnie. Uśmiechnęła się. Oszaleję, taki ma ten uśmiech.

- Cześć!

- Hej!

- Widzisz jaka jestem punktualna?

- No właśnie zdziwiony jestem. 

Znowu ten uśmiech. I oczy. Oczami też się uśmiecha. Ma czarną, krótką sukienkę i szpilki. Pociąga mnie niesamowicie i zachować przy niej spokój jest rzeczą niemożliwą. Nie wiem, jak ja wytrzymywałem przez tyle lat...

...

Na przystani było cudownie pusto. Ciepła sierpniowa noc, światło księżyca, przytłumione głosy i muzyka w oddali. Czułem się tu z nią fantastycznie. Jak zawsze zresztą. Z tym że dzisiaj wiedziałem, że tym razem będzie inaczej. Bo ona w końcu będzie mogła być moja. Bo to ja dotknę czerwonej szminki na jej ustach.

Weszliśmy na pokład. Wszyscy już byli. Poza Ewą i jej mężem nie znałem chyba nikogo. Może kilka osób z widzenia. Przywitaliśmy się. Hankę mi zaraz porwali. 

- Super, że przyjechałeś!

- Tak, ja również się cieszę - odparłem na pozdrowienie Pawła. Tak naprawdę wcale nie widziałem siebie na tego rodzaju przyjęciu, ale móc spędzić z nią czas i patrzeć, jaka jest radosna wystarczy, by chcieć tu być. 

Lubię muzykę. To drugi plus tego miejsca.

Komentarze

  1. Proponuję taki dalszy ciąg ...

    … Po chwili dołączyłem do, rozbawionego już na dobre, towarzystwa.
    Biesiadny stół ustawiony został w przedniej części, wynajętego na weekend, jachtu.
    Raz za razem podnoszono plastikowe pucharki , pełne szampana.
    Obchodzono kolejne urodziny Ewy. Właściwie dla Pawła i Ewy każda okazja była dobrym pretekstem, aby skrzyknąć znajomych i zabawić się.
    Z wyboru byłem abstynentem. Nad ranem czekał mnie wyjazd służbowy i rzecz jasna podwózka Hanki do domu.
    W tafli jeziora odbijał się cudownie księżyc, a muzyka niesiona wodą z przeciwległego brzegu zachęcała do tanecznych popisów.
    Nigdy nie widziałem tak dużego zagęszczenia na pseudo parkiecie,
    jakim stał się wąski fragment pokładu.
    Rzecz jasna, raz lub dwa udało mi się porwać ją do niby – tańca, ale to wszystko.
    Hankę okrzyknięto duszą towarzystwa.
    O północy gospodarze przygotowali niespodziankę.
    Mini pokaz sztucznych ogni.
    To tak na okoliczność tych urodzin Ewy i dla podniesienia rangi całej imprezy.
    Na tle nieba pojawiły się, odbijające się także w jeziornym lustrze, przepiękne, kolorowe światła.
    Na pokładzie przycumowanego do przystani jachtu zrobiło się jeszcze ciaśniej,
    głośniej i przeraźliwie beztrosko.
    Przez chwilę wydawało mi się, że słyszę jakiś plusk, jakiś dźwięk niepasujący do tego wszystkiego, co działo się na pokładzie.
    W jednej chwili skojarzyłem Hankę, jej czarną, krótką sukienkę, szpilki, alkohol, atmosferę luzu i beztroski z czymś, co mogło doprowadzić do tragedii.

    Krzyknąłem : HANKA ! GDZIE JEST HANKA ?!
    Nagle zapadła cisza !

    Usłyszałem tylko jakieś dziwne odgłosy z wody, tuż przy jachcie.
    Nie zastanawiając się nad konsekwencjami, wskoczyłem do wody.
    Paweł natychmiast skierował w tym samym kierunku światło latarki.
    Hanka była pod wodą. Chwyciłem ją mocno i przeciągnąłem w kierunku brzegu.
    Nie dawała znaków życia.
    Jak przez mgłę pamiętałem o metodzie usta – usta i uciskach środkowej części mostka.
    Paweł wezwał już pogotowie, ale ja do czasu przyjazdu karetki robiłem wszystko,
    co w mojej mocy było i co pamiętałem z ostatnich szkoleń.
    Najpierw
    30 uciśnięć środkowej części mostka na głębokość 4-5 cm, z szybkością około 100 razy na minutę, na przemian z dwoma oddechami ratowniczymi. (czyli tzw. usta – usta ).
    Po dłuższej chwili Hanka odzyskała oddech.
    Najpiękniejsza chwila w moim życiu !

    Hanka ! … , zawołałem, Nareszcie wróciłaś do nas !

    Po chwili przyjechało wezwane wcześniej pogotowie i zabrało Hankę do szpitala na badania kontrolne. Nie żegnając się już z nikim, wsiadłem w samochód i pojechałem za karetką, za Hanką.
    Podczas jazdy, jak bumerang, wróciły mi do głowy dzisiejsze wieczorne marzenia :
    „… Że ona w końcu będzie mogła być moja. Bo to ja dotknę czerwonej szminki na jej ustach” …

    ... ciąg dalszy nastąpi

    OdpowiedzUsuń
  2. Czekam, czekam i ... nic !
    Ani AUTORKA nie dopisuje słowami swej wspaniałej, literackiej wyobraźni dalszego ciągu opowiadania, przerwanego nagłym, niespodziewanym wydarzeniem nad brzegiem jeziora, ani nikt z czytelników nie próbuje nawet włączyć się do wspólnej "zabawy" dopisania swego fragmentu.
    Wielka szkoda !
    Proponuję zatem, aby Autorka zaproponowała choćby fragment swego dalszego ciągu, a ja w sobie tylko znany sposób podejmę próbę kontynuacji, próbę rozwinięcia myśli AUTORKI.
    Czekam z niecierpliwością !
    ...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty