Wytrwałość

 Zawsze ilekroć spotykałam w swoim życiu kogoś, kto umiał postawić sobie cel, a potem wytrwale dążył do jego spełnienia, przemykała mi przez głowę myśl, że niektórzy to jednak mają fajnie, że tak potrafią. Ja ani nie umiałam przez długie lata określać jasno i precyzyjnie tego, co chciałabym osiągnąć; ani nie byłam wytrwała. Myśl o tym spotkanym kimś była ulotną chwilą. Nigdy dłużej nie zastanawiałam się nad tym dlaczego, jednak ostatnio doszłam do pewnych wniosków. 

Ci inni, poukładani, wytrwali ludzie, to był świat totalnie mi obcy. A jeśli obcy, to też w moim przekonaniu nieosiągalny. Nie wierząc w siebie, umniejszałam też swoje możliwości. Pogodziłam się z faktem wykreowanym w mojej głowie, że nie umiem definiować swoich potrzeb, ani tym bardziej metod ich realizacji. A już ostatnią rzeczą, którą mogłabym o sobie powiedzieć było to, że jestem wytrwała. Konfrontacja z osobami funkcjonującymi inaczej niż ja, była dla mnie źródłem krótkiej fascynacji i odrobiny zazdrości, ale także stresu i poczucia przegranej. Gdybym poobserwowała swoje emocje wcześniej, zrozumiałabym skąd się wzięły i co chcą mi przekazać.

W głebi serca podziwiałam wszystkich tych, którzy wytrwale i ciężką pracą realizują swoje cele i marzenia. Zawsze chciałam tak samo... Kiedy już stanęłam w tej kwestii ze sobą twarzą w twarz, okazało się, że zamierzenia w moim życiu były zawsze, mniej lub bardziej dookreślone. Brakowało mi jedynie mocy do ich realizacji. I nie ma to nic wspólnego z tym, że nie jestem wytrwała. Jestem. Cudownie było się o tym przekonać i poznać prawdziwą siebie. 

To, co często nazywamy słomianym zapałem, nie musi wcale wynikać z lenistwa, znudzenia czy braku wytrwałości. Może to strach przed porażką? Albo przed możliwością doświadczenia swojego prawdziwego 'ja'.  


Komentarze

  1. WYTRWAŁOŚĆ

    Temat przepiękny poruszasz BEATKO !

    Miód na moje serce ! Oczywiście ZAKOCHANE SERCE !
    Nie czyjeś inne, jak tylko MOJE !

    Tylko i wyłącznie dzięki WYTRWAŁOŚCI, jestem CZŁOWIEKIEM SZCZĘŚLIWYM.

    Oto krótka historia tego SZCZĘŚCIA i wpływu WYTRWAŁOŚCI na owe szczęście.

    Po raz pierwszy ujrzałem Ją w szkole, gdy podczas reorganizacji szkół ( moją przekształcono w inną placówkę oświatową ) zostałem przeniesiony do klasy piątej SP 55.
    Ja „okularnik”, trochę „mamin synek” i wzorowy uczeń ( co w czasach mego dzieciństwa nie zawsze było czymś godnym do naśladowania ),
    Ona – śliczna brunetka, z długim do pasa, pięknym warkoczem, lekko zadartym noskiem, z cudownym uśmiechem, a przy tym wszystkim sprawiająca wrażenie spokojnej i trzymającej chłopaków … na dystans.

    Na Jej widok serce me ZABIŁO MOCNIEJ.

    Spodobała mi się od pierwszego spojrzenia ( wówczas nie wiedziałem jeszcze, że będę czynił wszystko, aby została kiedyś w przyszłości tą moją jedyną – wszak byłem w piątej klasie )

    Każdego dnia z szaloną ochotą wstawałem, jadłem szybko śniadanie i pędziłem do szkoły, do klasy, aby Ją zobaczyć, pobyć choć chwilkę tylko z Nią, porozmawiać, bardziej Ją poznać.

    Byłem tak szczęśliwy, gdy śmiała się, patrząc w moim kierunku.
    Specjalnie dla Niej chodziłem na tą samą mszę do kościoła, żeby ( choć z daleka ) zerkać na Jej warkocz, na jej uśmiechniętą buzię, gdy już wychodziliśmy ze świątyni. Często dawała się odprowadzić pod sam dom.

    WYTRWALE dążyłem do tego, aby spotykać Ją nie tylko na lekcjach w klasie, ale „prowokowałem” różne sytuacje, aby dała się poznać lepiej także w sytuacjach poza szkolnych.

    Czas pokazywał, że moja WYTRWAŁOŚĆ, moje dążenie do tego, aby spędzać z Nią coraz więcej czasu sprawią, coś czegom jeszcze ( jako uczeń szóstej, potem siódmej klasy ) nie do końca potrafił zrozumieć. Moje to pierwsze zauroczenie Nią, moje pierwsze na Jej widok, mocne BICIE SERCA z czasem przerodziło się w … MIŁOŚĆ.

    Już w klasie ósmej chodziliśmy ze sobą, trzymając się często za ręce.

    Były wspólne wyjścia do kina, wspólne szkole zabawy przy skąpym świetle kolorowych lampek, były wyjazdy na szkolne wycieczki i potem ta najpiękniejsza dla mnie decyzja …

    Idziemy do tej samej klasy w tym samym liceum.

    Ona zawsze, śmiejąc się przepięknie ( do dnia dzisiejszego czyni to równie wspaniale ) mówiła : „ PRZYRZEPIŁEŚ SIĘ DO MNIE ! SAM CHCIAŁEŚ ! TO PRZEZ TĄ TWOJĄ WYTRWAŁOŚĆ !”

    No właśnie !

    To przez WYTRWAŁOŚĆ chyba, całe cztery lata liceum, spędziliśmy w tej samej, matematyczno – fizycznej klasie, mając za wychowawczynię wspaniałą polonistkę, przyjaciółkę profesor Marii Janion.
    To dzięki właśnie naszej wychowawczyni jeździliśmy na premiery teatralne do Warszawy i do Krakowa. Poznaliśmy Adama Hanuszkiewicza, Maję Komorowską, Andrzeja Wajdę i inne znakomitości polskiej kultury.

    Każdy taki wyjazd podczas nauki w liceum wspominam także, jako wspaniale spędzony czas właśnie z Nią, z wybranką mego serca.

    Szczególne klasa czwarta, klasa maturalna udowodniła mi ( a właściwie już wówczas, to mogę powiedzieć, że Nam ) , iż WYTRWAŁOŚĆ daje szaloną RADOŚĆ !

    W klasie maturalnej byliśmy uważani przez rówieśników ( i naszą wychowawczynię także ) jako PARA.

    Nawet w klasowym albumie, który podarowaliśmy naszej pani, widniało na pierwszej stronie, umieszczone w wielkim sercu, nasze ( Jej, czyli mej wybranki i moje ) zdjęcie.

    Tuż po maturze, na jakiś czas, nasz drogi się „rozeszły”, ale to tylko w tym znaczeniu, że każde z nas ( zachowując swoją niezależność ) rozpoczęło studia na wybranym przez siebie kierunku.

    Nadal spotykaliśmy się i WTRWALE marzyliśmy o wspólnym związku. Nie zapomnę tego codziennego „wspinania się „ na czwarte piętro ( tak, moja wybranka mieszkała na czwartym piętrze domu, domu bez windy ), aby tylko ( choć przez chwilkę ) zobaczyć się z Nią, pocałować, przywitać Jej Rodziców, …

    Tak, WYTWAŁOŚĆ była i jest źródłem mego SZCZĘŚĆIA, mej RADOŚCI.

    W 1980 roku ( dzięki WYTWAŁOŚCI mej ) i pod dzień dzisiejszy jestem ( na dobre i na złe ) z MOJĄ PIERWSZĄ, KOCHANĄ ŻONĄ.

    Czyż nie warto być WYTRWAŁYM ?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty