Dzisiaj Święto Napojów Wyskokowych. Czy trzeba komentować? Myślę, że skoro mamy piątek, to nie trzeba.
Niekoniecznie musisz upijać się w sztok. Zachęcam, by wspomóc się rozgrzewającą nalewką lub kieliszkiem koniaku na zszargane nerwy ;)
I koniecznie -
Jak widać Beatka potrafi ze swej KSIĘGI DNI WSZELAKICH, dla każdego dnia w roku „wyczarować” ten szczególny, jedyny, wspaniały, który ( często z racji swej nazwy czy czasu istnienia ) wart jest celebracji, jakowegoś ( chociaż tak na chwilkę) zastanowienia się nad nim, może być pretekstem do refleksji cudownych jak i doznań szczególnych.
OdpowiedzUsuńTym razem Dzień nazwany „Świętem Napojów Wyskokowych”
Tata mej Pierwszej Kochanej Żony ( bardzo rzadko nazywałem Go Teściem i na zawsze pozostanie w mej pamięci jako po prostu … TATO ) był specjalistą od takich właśnie napojów.
Nie , jako namiętny „degustator” owych trunków, ale ich twórca.
Miał przedziwną umiejętność „tworzenia” z przeróżnych owoców, zbóż, a nawet warzyw napojów o smakach niepowtarzalnych i mocy zadziwiającej chwilami nawet najwytrawniejszych producentów napojów wyskokowych.
A dlaczego piszę o TACIE ( chodzi oczywiście o Tatę mej żony ) w czasie przeszłym ?
Los tak sprawił, że od wczorajszego poranka ( 4.05 ) wypada o Nim mówić :
„ ŚWIĘTEJ PAMIĘCI”.
Był ZŁOTYM CZŁOWIEKIEM.
Przeżył ponad 96 lat ( dokładnie 96, 5 roku ).
Nie podejrzewam, abym w tak dobrej formie, dożył tak wspaniałego wieku.
Był człowiekiem POZYTYWNIE do wszystkiego i wszystkich nastawionym.
Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek podnosił głos nawet w sytuacjach, które mogły Go denerwować.
Pewno czas nadejdzie, że opowiadanie o Nim napiszę, choć i na powieść całą wystarczyłoby tego, co wiem z opowiadań i rodzinnych przekazów.
No, ale wróćmy do tych NAPOJÓW WYSKOKOWYCH.
Nie będę pisał o nalewkach przeróżnych, których TATO – BOLESŁAW był autorem ( to także na oddzielną historie się nadaje ), ale skoncentruję się wysokoprocentowym ( 94% ) napoju ( spirytus prawie ), który był otrzymywany po długofalowym procesie destylacji tzw. „szybkiego wina”.
To tzw. „szybkie wino” otrzymywane było z owoców przeróżnych ( a własna działeczka źródłem takowych była wspaniałym ) , cukru i drożdży winnych.
Po długoterminowej fermentacji następował proces zlewania i … destylacji.
Tak specjalistycznego sprzętu do destylacji tom ja nigdy nie widział.
Miedziane baniaki, metry miedzianych rurek, podgrzewacze, sprzęt schładzający, alkoholomierze. Im dłużej trwał proces destylacji tym trunek miał lepszą moc.
Ważnym elementem procesu była oczywiście … degustacja.
( ten element procesu dostępny był tylko dla producenta i wąskiego grona pełnoletnich wtajemniczonych )
Potem proces butelkowania, połączony z jednoczesnym określaniem stopnia poziomu alkoholu nadającego się do spożycia.
Przed samym podaniem „BOLKÓWKI” ( taka w rodzinie nazwa trunku się przyjęła – od imienia jego twórcy ) na stół, następowało tzw. „koloryzownie” napoju.
Tato dysponował przeróżnymi sokami owocowymi ( oczywiście one także powstawały z tego, co rosło na działce ) i w sobie tylko znany sposób sprawiał, że „BOLKÓWKA” była najbardziej rozchwytywanym napojem podczas wszelakich uroczystości rodzinnych.
Los sprawił ( o rany – powtarzam się chyba ), że producent już odszedł ze świata żywych.
Pozostawił po sobie kilkanaście butelek „BOLKÓWKI” i jeszcze mniej butelek nalewek przeróżnych, i mikstur.
Pozostawił po sobie także mnóstwo wspaniałych wspomnień i nadzieję na spotkanie … po drugiej stronie życia.
...
Grzesiu, Ty to dopiero masz talent do pisania!!
OdpowiedzUsuńCiebie też się czyta z zapartym tchem! I przyjemnością. I uśmiechem!