Czarny kot

 Lubię koty. Od zawsze. Kojarzą mi się z dzieciństwem. W gospodarstwie mojej babci zawsze były. Zwykle kilka. Często też nocowały w domu. Spały na takim krzesełku, które stało tuż obok kuchni. Początkowo kaflowej, potem wastfalki. Cicho mruczały i lubiły ocierać się o ludzi swoim mięciutkim futerkiem.

W mojej rodzinie mówiło się, że gdy dziewczyna za bardzo lubi się z kotami, to zostanie starą panną. Jako dziecko trochę się tym przejęłam, jako nastolatka odrzuciłam zabobony, ale w pamięci ich treść została. Potem wyszłam za mąż, więc zaśmiałam im się w twarz, a teraz tak sobie myślę, że ten się śmieje, kto się śmieje ostatni...

Wracając do kota, konkretnie do czarnego, bo dzisiaj jego dzień, to obecnie dwie trzecie mojej rodziny o nim marzy. Niestety z racji alergii u pozostałej części, musimy zadowolić się jedynie namiastką widoczną na zdjęciach oraz tym, że czasami czarny kot przebiega nam drogę, jak choćby w minioną niedzielę. 

Myślę, że lubię koty za to, że nie są wymagające w stosunku do ludzi. A także dlatego, że to indywidualiści. I koją skołatane nerwy. 

Prawie jakbym o sobie mówiła... 







Komentarze

  1. Beatko !

    Jakże się cieszę, że jesteś osobą TOLERANCYJNĄ !
    ( wynika to z wczorajszego Twego tekstu, który odnalazłem na jednej z półek Twej cudownej Kawiarenki ).

    Otóż ja nie przepadam za kotami.

    Może to uraz z dzieciństwa, kiedy to :

    1. Czarny kot przebiegł mi drogę, po której jechałem swym nowym, dopiero co zakupionym przez Rodziców specjalnie dla mnie, rowerem. Przestraszony widokiem czarnej, poruszającej się plamy, wjechałem na wysoki krawężnik. Potłukłem sobie łokieć, zdarłem skórę z kolana i przebiłem przednią oponę mego ślicznego „rumaka”. Kot uciekł.

    2. Przebywając na wakacjach u mojej cioci byłem pośrednio ( „zabójstwa” dokonano nocą ) świadkiem, jak to kot pożarł mej cioci ( właśnie nocą ) dwa śliczne kanarki. Kot, jako własność cioci przeżył.

    3. Kiedyś przygarnęliśmy kotka ( miał złamaną nogę ). Zaopiekowaliśmy się nim. Mając nogę w gipsie, chadzał z nami ( na smyczy lub w kojcu ) na spacery, systematycznie do weterynarza, czasem na plażę. Razem z bratem nauczyliśmy go pływać w morzu, a on – niewdzięcznik co zrobił ? Pod osłona nocy ( chyba wybrał sobie bezksiężycową , ciemną noc ) wyjadł z mego akwarium cztery najpiękniejsze rybki. Kota oddaliśmy cioci.

    Uwielbiam, w przeciwieństwie do kotów, psy.

    Miałem kilka lat wilczura o imieniu Tarzan.

    Potem był Achilles – Ogar Polski.

    Śliczna psiunda, która towarzyszyła naszej rodzinie przez całych 14 lat.

    Były też chomiki, patyczaki, kanarki i dwie papugi.

    O rybkach rzecz jasna już wspominałem.

    ( zapomniałem o moim braciszku, a potem pojawiła się także … żona oraz dwójka dzieci )

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja -co prawda - kotów charakterów za dobrze nie znam. Wiem tylko tyle, co o nich mówią,że lubią chodzić swoimi ścieżkami. O psach mówi się, że, w przeciwieństwie do kotów, są wpatrzone w swojego "pana" i jemu oddane.
    Jeśli to prawda, zastanawiam się, czy ja mam dwa psy, czy może po jednym z przedstawicieli wymienionych wyżej gatunków... ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też jestem miłośniczką psów, ale kocham wszystkie zwierzęta. Gdy mi czarny kot przebiegnie drogę, nie przejdę-jeśli idę na nogach, nie przejadę , jeśli jaďę autem - to zawracam, albo tamuję ruch i czekam aż ktoś pierwszy przejedzie. Albo jeżeli nie zdażę zareagować i przypadkiem przejadę - to natychmiast spluwam przez lewe ramię trzy razy (przeważnie za siebie ) bez względu na to, czy ktoś siedzi w aucie, czy stoi za mną.
    Kiedy byłam mała przynosilam po kilka kotów do domu i je ukrywałam w drugim pokoju, ale mama zawsze robiła o to zadymę i je wywalała na dwór. Pewnego dnia wysiadło światło w drugim pokoju, udało mi się złapać pięć kotów, takich wypasionych i ukryłam je w tym właśnie pokoju licząc, że mama po przyjściu z pracy tam nie wejdzie. Źarówek zapasowych nie było, więc plan był realny. I zapomniałam o nich. Mama wrócìła z pracy, przeważnie zawsze wracała pod wieczór. I akurat zachciało jej się wymienić żarówkę. Przestraszyła kotyjak wparowała tam niczym huragan a one wydały dzwięk typu hhhhhhhhhhyyyy, matka w krzyk, wyploszyła wszystkie i znów je wywaliła, oberwało mi się, potem przyniosłam kilka małych, argumentując, że nie mają domu i że chcę się nimi opiekować i znów kazała je odniesć.
    W końcu dostałam psa i tak już zostało, że jest zawsze pies. Podziwiam za to koty moich znajomych...
    Ale bliskie są mi koty- bazie i kocie ruchy i czasem slyszę, że mam kocie oczy, bo zielone... no cóż, każdy ma jakiegoś kota... a i koledzy na uczelni mówili do mnie: Ty kocico!, fajne czasy

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty