Małe szczęścia

 Wigilie są różne, święta są różne. I nie chodzi tu tylko o odmienne potrawy, znajdujące się na stole. Tak jak różni ludzie gromadzą się na bożonarodzeniowych spotkaniach, tak i spotkania te mają różny charakter.

Są rodziny, domy, do których wchodzi się i już od progu czuje ciepło, otwartość i miłość. Nawet gdy patrzę na zdjęcia takich rodzin, wiem, co stanowi podstawę ich życia - szacunek i wzajemne wsparcie.

Są miejsca, w których mieszkają ludzie i spotykają się ze sobą bo wypada, bo tak wynika z przyzwyczajenia. W czasie świąt tym rodzinom towarzyszy nuda, zniechęcenie i marazm. O czym rozmawiają? O niczym istotnym lub w ogóle. 

Są osoby, które właściwie nie obchodzą świąt. Nie ma 12 potraw, sianka pod obrusem, kolęd. Nie ma świątecznego obiadu i rodziny przy stole. Są prezenty - pieniądze, byle odhaczyć. Jest telewizor. I wolne od pracy. 

Są domy przemocowe i patologiczne. Świąteczny czas niczego w nich nie zmienia. Jest przymus picia, to trzeba się napić. Agresja nie znika magicznie pod choinką, a wszelkiego rodzaju zaburzenia wychodzą z człowieka w dwójnasób, bo czas świąt to trudny emocjonalnie i społecznie okres w roku.

Znam każdą z powyższych opcji, również z autopsji. Dlatego tak bardzo doceniam świąteczne drobiazgi, które mają w sobie ogromną moc. Może dla kogoś świeca na świątecznym stole jest bez znaczenia - ja cieszę się, że mogę ją zapalić, bo był czas, gdy było to zabronione. Może kluski z makiem to nie rarytas dla wielu, mi zawsze będą kojarzyły się z babcią, która kroiła ciasto w wąskie paseczki na swojej wyżłobionej, drewnianej stolnicy. Może obecność prezentów to norma, jednak w moim dzieciństwie zdarzało się, że prezentem bywała jedynie czekolada. Może dzielenie się opłatkiem to oczywistość, ale wiem, że to niełatwy gest pojednania.

Telewizja promuje wzorzec świąt idealnych, do którego pewnie wielu z nas podświadomie dąży. I choćbyśmy nie wiem jak się starali, by go osiągnąć, wpływu na to czy spadnie śnieg nie mamy. Dlatego uważam, że warto skupić się na drobnostkach, które przybliżają nas do wyśnionego ideału świąt. Po co? By kolejno osiągać nasze małe szczęścia.

Radosnych Świąt!



Komentarze

  1. Odpowiedzi
    1. Moje święta w tym roku dalekie są od ideału. Nie było dwunastu potraw, może naliczyłoby się osiem. Nie było sianka pod obrusem. Ba! Nie było też samego obrusu.
      A mimo tego mam wrażenie, że tegoroczne święta wreszcie dają mi radość. To takie moje małe szczęście

      Usuń
  2. Beatko !
    U mnie tegoroczne Święta trochę inne, ale na ile to było możliwe, to bardzo rodzinne, z zachowaniem wielu tradycji świątecznych. Sama Wigilia trochę smutna, bo w tym roku bez Kochanego Teścia, od którego zawsze, jako najstarszego z Rodziny rozpoczynaliśmy dzielenie się opłatkiem. Odszedł, ale w sposób szczególny był w naszych sercach i myślach.

    Było oczywiście dodatkowe nakrycie dla niespodziewanego Gościa, dla kogoś, kto nadejść może z daleka i w każdej chwili.

    Było sianko, było wspólne śpiewanie kolęd, wspominanie tych, których nie ma razem z nami.

    Co do dań wigilijnych, to nie nie pamiętam już, czy było ich dwanaście, czy może trochę mniej, ale był barszcz czerwony ( z naszego własnego zakwasu buraczanego ) z pierogami.
    Pierogi zaś ( z kapustą i grzybami ) to istne arcydzieło, które powstało z rąk mej Kochanej Teściowej.
    Ciasto ( jeno mąka, trochę soli i gorącej wody ździebko ) wyrobione i wywałkowane na starej stolnicy, co ją własnoręcznie mój Świętej Pamięci Teść wykonał na początku swego małżeństwa ( czyli jakieś 60 lat temu ).

    Pozostałe z dań wigilijnych, które tradycyjnie już, od wielu lat goszczą na naszym stole to :

    - ziemniaki "opruszone" pietruszką i koperkiem
    - filet z karpia, panierowany w płatkach migdałowych
    - ryba po grecku
    - śledź pod pierzynką ( to specjalność mej Kochanej córeczki )
    - surówka z kapusty kiszonej
    - tarte buraczki gotowane
    - surówka z selera
    - kompot z suszu

    Oczywiście po Wigilii, siedząc jeszcze przy stole, a potem przy rozświetlonej kolorowymi lampkami choince, było tradycyjne śpiewanie kolęd.
    To chyba jeden z piękniejszych momentów całego wieczoru.
    Tak minęła Wigilia.
    W tradycji moich Rodzinnych Wigilii ( mej Kochanej Pierwszej Żony także ), tuż po tzw. pierwszym śpiewaniu kolęd, była przerwa na rozpakowywanie prezentów od Świętego Mikołaja.

    Wnuczęta ( wraz ze swymi rodzicami ) zjawić się miały u nas dopiero pierwszego dnia Świąt, zatem tę przyjemność odłożyliśmy na dzień następny.

    ( o przeróżnych "przygodach", jakie miały miejsce w mym domu w wigilijne przedpołudnie, pisałem nieco wcześniej ).

    Pierwszy dzień Świąt, spędzony razem z wnuczętami, z naszą córką oraz Jej mężem, z moją Kochaną Teściową i obecnym podczas łączy wideo synem, który od ponad dwunastu lat przebywa na Malediwach, był przepięknym, świątecznym podarunkiem zarówno dla mej małżonki, jak i dla mnie. Przy stole świątecznym nareszcie dziecięcy śmiech, rodzinna wrzawa, a wcześniej radość i zabawna atmosfera podczas rozdawania i rozpakowywania, leżących od wczorajszego wieczoru pod choinką, prezentów.
    Był rodzinny obiad, potem kawa, herbata, degustacja świątecznych wypieków, wieczorem wspólne śpiewanie kolęd i ... trochę żal, że ... niektórych juz z nami nie ma, a ... niektórzy tak daleko, na jednej z malediwijskich wysp.

    Oto BARWY MOICH ŚWIĄT !!! :) :)
    A jak tam u Was Kochani moi ??? :) :) :)



    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty