Orunia Dolna

 Pomimo grudnia staram się spacerować codziennie. Tak się składa, że w poniedziałki mogę dreptać tylko po Oruni Dolnej. Teren raczej nie z wyboru, a z konieczności. Kto bywa, zna, ten zrozumie. Po 22.00 sama raczej bym tamtędy nie przeszła. Chodzę koło 19.00 z obstawą sześcioletniego mężczyzny, a i tak zbyt wesoło nie jest. No ale nie narzekam. Każde doświadczenie bywa przydatne.

Idziemy sobie dzisiaj z małoletnim, rozmawiamy o zdrowiu Świętego Mikołaja, klimat świąteczny w duszy już maksymalny. Dookoła szaro, ponuro, prawie mgliście jak z wczorajszego postu. Generalnie strasznie. Co chwilę spotykamy zakapturzoną i zamaseczkowaną, ciemną postać. W oddali słychać ujadanie psa, choć trzeba się cieszyć może, że nie wycie; bądź też gwizd pociągu, który jest jedynym, wydaje się, normalnym, ludzkim dźwiękiem.

I w pewnym momencie w tym klimacie grozy XIX - wiecznej, na jednym z odrapanych, równie przerażających jak cała oruńska okolica, budynków, rzuca nam się w oczy kolorowa iluminacja migających światełek. Stajemy jak wryci. Młody z zainteresowaniem, ja bo nie dowierzam. Kolory na Oruni Dolnej? Pada pytanie, skąd światełka? Zaczynam myśleć - no właśnie? Rozglądam się i spostrzegam coś, co jeszcze bardziej wprawie mnie w osłupienie, już teraz połączone z zachwytem. W jednym z mieszkań usytuowanych na parterze bloku po drugiej stronie ulicy, na parapecie ustawiono projektor. Genialne! Nagrywamy, robimy zdjęcia. Ku potomności. Mija nas kolejna szara, zakapturzona postać, która w pewnym momencie przemawia. W pierwszej chwili myślę, że może fotografowanie zabronione, ale nie. Postać wychyla twarz zza maseczki, okazuje się panią, która dzieli się swoją refleksją, że wczoraj też nagrywała tutaj filmik, bo te światełka takie piękne.

Jak niewiele trzeba, by nawet Orunia Dolna przemówiła ludzkim głosem. Magia Świąt.

* Tak naprawdę to nic nie mam do Oruni Dolnej, cieszę się, że istnieje, bo takie miejsca również tworzą klimat miejscowości. Gdańsk bez Oruni Dolnej nie byłby już tym samym Gdańskiem. 

Jednak pamiętam sprzed kilku lat randkę z chłopakiem z Oruni. Na koniec spotkania powiedział, że cieszy go, że nie uciekłam jak inne na wiadomość o tym, gdzie mieszka :)

No i dodać trzeba, że Orunia Dolna w dziennym świetle wygląda zdecydowanie lepiej, jest wręcz nie do poznania.



Komentarze

  1. Beatko !

    Złego słowa nie dam powiedzieć na Orunię Dolna, a zwłaszcza na rejon tej dzielnicy, który z młodym ( czytaj : młodszym synem ) w każdy poniedziałek odwiedzasz.

    Myślę o Stacji Orunia – Gdańskim Archipelagu Kultury, który od lat fantastycznie i prężnie działa oraz pięknie się reklamuje :


    UCZYMY. U nas nauczysz się malować, tańczyć, tworzyć teatr, rzeźbić czy śpiewać. Możesz zdobyć żółty pas karate czy zbudować budkę lęgową dla ptaków. Wybierz spośród 227 form zajęć, warsztatów i kursów.

    INSPIRUJEMY. 413 razy w ciągu roku spotkasz się ze sztuką, artystami, autorami czy podróżnikami podczas koncertów, wernisaży, festiwali, pikników…

    INTEGRUJEMY. Tworzymy wspólnoty sąsiedzkie, integrujemy miłośników kultury, by mogli się spotkać, poznać, uczyć i wzajemnie inspirować.

    Polecam po stokroć, a szczegóły znaleźć można na stronie :

    https://www.gak.gda.pl/

    To właśnie tam, na ulicy Smoleńskiej 6/8 przez kilka lat ( w budynku obecnego Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego Nr 2 w Gdańsku) mieściła się siedziba Podstawowej Szkoły Gedanensis.

    Wysokie, przestronne sale lekcyjne, piękna sala gimnastyczna położona centralnie wewnątrz budynku i otoczona, przylegającymi do niej gabinetami przedmiotowymi.

    Do budynku, od strony wewnętrznej przylegało pełnowymiarowe boisko, na którym można było rozgrywać mecze piłki nożnej.

    W tygodniu korzystali z owego boiska nasi uczniowie, natomiast późne popołudnia oraz weekendy ten wspaniale utrzymany teren rekreacyjno – sportowy był wykorzystywany przez okoliczną młodzież, pod bacznym okiem salezjańskiej braci z pobliskiego kościoła pw. Św. Jana Bosko.

    Współpraca z Salezjanami układała się znakomicie.

    Nie zapomnę ks. Proboszcza z tamtejszej parafii, który przychodził na lekcje religii z gitarą i prowadził swoje zajęcia … śpiewająco !

    Kapitalnie układała się również współpraca ze znajdującym się po drugiej stronie ulicy Smoleńskiej Zespołem Szkół Zawodowych ( o specjalnościach przeróżnych ).

    Nasi starsi uczniowie, z częstotliwością dwa razy w miesiącu, byli zapraszani na ciekawe zajęcia laboratoryjne z dziedziny fizyki oraz chemii.

    W podziękowaniu przygotowywaliśmy dla tamtejszej młodzieży nasze mini koncerty pod batutą naszego Pana Mirka.

    Na zawsze w mej pamięci pozostanie moja codzienna jazda mym Fiatem 126 P na trasie Brzeźno – Orunia Dolna.

    Poranna podróż ( kierunek praca ) nie była jeszcze tak uciążliwa, jak powrót ( zwłaszcza w godzinach popołudniowego szczytu ).

    Już wówczas, czyli ładnych kilka lat temu, korki uliczne były największą „zmorą”, którą przyszło mi przeżywać na trasie Orunia Dolna – Brzeźno.

    Z perspektywy lat minionych stwierdzam jednak, że wszelkie trudy ( nawet te związane z dojazdem czy powrotem ) , warte były tych niecodziennych i niezapomnianych wspomnień, które pozostaną ze mną na zawsze.

    Orunia Dolna, to zaledwie jeden z etapów, które stały się bogatą historią Szkoły Gedanensis, szkoły, z którą związałem się na wiele lat, na dobre i na złe.

    Być może czas taki przyjdzie, że o historii Szkoły Gedanensis i książkę napiszę.

    Napiszę o jej korzeniach, o różnych jej „miejscach na ziemi”, a przede wszystkim o nauczycielach, rodzicach i uczniach.

    Najwięcej jednak miejsca w owej książce poświęcę nauczycielom, bo to Oni właśnie byli i są największym skarbem tej szkoły.


    OdpowiedzUsuń
  2. I ja będę bronić Orunii. A to głównie ze względu na historyczny, siedemnastowieczny park. Prócz zabytkowego dworku można tam zobaczyć pomnik Tatara; w tym właśnie parku znajduje się Narodowe Centrum Kultury Tatarów RP.
    Jeśli tam jeszcze Cię nie było z chłopakami, polecam spacer wiosna lub latem. Ciekawe miejsce zarówno pod względem historycznym,jak i przyrodniczym. Świetne miejsce na piknik. Wiele razy spotykałam tam - podczas spacerów z psami- rodziny z dziećmi, a w górze fruwały latawce...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty