Diabli wzięli
Kolejny dzień nowego roku, nowych, mocnych postanowień poprawy, planów, marzeń, ideałów... "A miało być tak pięknie, miało nie wiać w oczy nam".
Przyzwyczajeni w ostatnim czasie do późniejszego wychodzenia z łóżek, dzisiaj wszyscy troje w okolicach 7 rano nie tryskaliśmy radością. Syn młodszy w ramach buntu na wszystko, a już najbardziej na "głupich trenerów", co to na 9. trening piłki nożnej wymyślają, nie zjadł śniadania. W spazmach i zawodzeniu budzącym wszystkich życzliwych sąsiadów, zdołaliśmy z pięciominutowym jedynie opóźnieniem wyjść z domu. Trasę w ulubione rejony Orunii Dolnej pokonaliśmy zawodowo, w nikogo nie wjeżdżając. Przed drzwiami hali byliśmy 9 minut przed czasem. I tu nam zaczęło coś nie grać. Na początku okazało się, że w szatni są piłkarze, ale z rocznika 2015. Potem dotarło do nas, że przed chwilą na parkingu mijała nas koleżanka z drużyny syna, ale nie weszła do budynku. Trybiki w mojej głowie przyspieszyły, mieląc dane. I już wiedziałam. Aby upewnić się w sytuacji, w którą uwierzyć nie chciałam, zalogowałam się do aplikacji z kalendarzem treningów. 5 stycznia, rok wiadomy, godz. 9.00, ul. Smoleńska,... BOISKO. Boisko! Nie hala - no nie wierzę! A jak boisko, to inny strój, inne buty, inny bidon, inna organizacja pozostałej części rodziny...
No i szlag trafił moje noworoczne od początku zarządzanie czasem, planowanie. Przeprosiłam synów chyba 10 razy. Nie wiem czy bardziej byłam na siebie zła za pomyłkę, czy zawiedziona tym, że WSZYSTKO legło w gruzach.
W drodze do domu emocje topniały. W myślach powtarzałam, że przecież nic się nie stało, że w sumie to zabawne, że tak naprawdę, to moja norma. Zaczęłam szukać plusów - o 9.20 byliśmy już w domu, a przed nami był caaały dzień na robienie ciekawych rzeczy.
Ostatecznie doszłam do wniosku, że nowe postanowienia i plany to jedno, a świadomość, że mogą wziąć w łeb to drugie. Lubię w sobie to, że coraz częściej udaje mi się akceptować zmiany, jakie zachodzą wokół niezależnie ode mnie.
Wieczorna kąpiel z dodatkiem płynu o nazwie "pierwszy śnieg" - idealny podkład do rzeczywistości za oknem, który dodatkowo obłędnie pachnie migdałami. Dziękuję Zosiu ;)
Do posłuchania:
Beatko !
OdpowiedzUsuńFantastycznie czyta się Twój tekst.
Jakbym, w swej filmowej wyobraźni, widział nowe sceny do filmu :
„Kevin … jedzie na trening”
Kapitalnie opisana sytuacja, emocje, klimat wewnętrznej frustracji dotyczącej planowania i zarządzania czasem, połączony z radością, że potrafisz akceptować zmiany, jakie zachodzą wokół niezależnie od Ciebie.
Poje propozycje :
- kupić synom kalendarze ścienne
( młodszemu kalendarz z mistrzami sportów walki, starszemu kalendarz z kolegami z drużyny piłkarskiej )
- w swoich kalendarzach, każdy z nich będzie wpisywał terminy treningów.
Dlaczego tylko Ty masz wszystkiego pilnować, nad wszystkim czuwać i za wszystko być odpowiedzialną ?
Podziel się tym z chłopakami Twego życia :) !
Myślę, że fajnym pomysłem będzie, w ramach wspólnej zabawy plastycznej, wykonanie takich kalendarzy własnoręcznie.
Wszak zarówno chłopakom, jak i Tobie pomysłów nie brakuje.
Przecież wciąć powtarzam, że … JESTEŚ SZALONA :) :) :) !!!
Beatko !
Co do Twej wieczornej kąpieli, z dodatkiem płynu o nazwie "pierwszy śnieg" firmy YVES ROCHER, to ciekaw jestem, czy ciepła woda pozwala, tak na dłużej, tym śnieżnym płatkom utrzymywać się na powierzchni ?
No cóż !
Fragment Twego tekstu zadziałał lepiej, jak reklama telewizyjna.
Już za chwilkę zamawiam dla mej Kochanej Pierwszej Żony ( w sklepie internetowym ) ten cudowny płyn do kąpieli, o zapachu mi jeszcze nieznanym.
Zerknę przy okazji, czy firma sprzedażą produktów nie tylko z procentową zawartością olejków eterycznych się zajmuje, ale i płynów ( nie myślę tu o kosmetykach ) zawierających, choć mały procent C2H5OH.
Muszę przyznać, że patrząc na piękną fotografię, dołączoną do Twego tekstu Beatko, najpierw pomyślałem, że jest to biały likier.
Bardzo swym wyglądem przypomina np. :
BALI, BAZILIO, czy KOKOSOWE MALIBU.
Tak przy okazji, na dobry początek roku, czekając na zamówioną paczkę, co ją z paczkomatu za trzy dni odbiorę, proponuję samodzielne przygotowanie likieru z białej czekolady.
Oto przepis :
Składniki:
• 1 szklanka pełnego mleka 3,2%
• ¾ szklanki cukru
• 16 gram cukru waniliowego
• Szczypta soli
• 2 czekolady białe po 100 gram
• 200 ml spirytusu
• 200 ml przegotowanej zimnej wody
Wykonania:
• Czekolady połamać na kawałki.
• Mleko zagotować ze szczyptą soli , cukrem i wanilią, dodać połamane czekolady i mieszać do ich rozpuszczenia. Wystudzić i energicznie mieszając mątewką dodać spirytus a na końcu wodę. Przelać do butelki 0,75 litra
• W trakcie studzenia mleka z czekoladą przemieszać co jakiś czas.
ŻYCZĘ W TYM NOWYM ROKU WSZYSTKIEGO DOBREGO !
Czytam i się uśmiecham... jest mi nawet lżej, że nie tylko ja tak mam...
OdpowiedzUsuńZawsze coś się poplącze w moich planach, ale podobnie, jak Pani, umiem znaleźć plusy tych losowych zdarzeń nigdy niezależnych ode mnie.
Słowo przepraszam mówię tysiąc razy dziennie, na okrągło przepraszam...
Ale...
W tym wszystkim jesteśmy bohaterkami, bo zawsze obrócimy to w żart, albo znajdziemy jakiś pozytyw.
Juz widze tą minę, jak mijala Pani znajomą mamę odjeżdżającą spod hali😁