Dzień Windy

 Do niedawna stanowiła dla mnie wyznacznik swego rodzaju luksusu. Kojarzyłam ją z hotelami, apartamentami, wieżowcami. Odkąd jestem właścicielem mieszkania na trzecim piętrze w bloku z windą, czuję się wyjątkowo. Doceniam fakt jej istnienia nie tylko wtedy, gdy dźwigam siaty zakupów, również wówczas, gdy zakładam szpilki.








Komentarze

  1. Jakimże to dowcipnisiem jest ten, co to ów DZIEŃ WINDY, jako okazję do świętowania pośród ponad trzystu sześćdziesięciu dni w roku, wybrać raczył.

    W encyklopedii czytam :

    „Pierwszy sprawny dźwig osobowy, napędzany silnikiem parowym, skonstruował Elisha Otis w 1853 roku.
    Urządzenie wyposażone było w aparat chwytny blokujący, zabezpieczający kabinę przed upadkiem przy zerwaniu lin nośnych."

    No ja tam w żadne aparaty chwytne blokujące, co to niby znajdującego się w kabinie delikwenta, przed upadkiem przy zerwaniu lin chronić mają … nie wierzę.

    Stąd zapewne moja i niechęć i bojaźń jakowaś do korzystania z wind.

    Jakie szczęście, że zdecydowaną część mojego dorosłego już życia przyszło mi spędzić, mieszkając na parterze budynku ( wcale widok cmentarza, znajdującego się na przeciw okien mego pokoju mi nie przeszkadzał ).

    Faktem jest, że dzieciństwo miałem trudne !

    Tato, nasze pierwsze mieszkanie, wybudował adoptując na owe nasze gniazdo rodzinne część strychu.

    Strych znajdował się na trzecim piętrze ( oczywiście, że bez windy ). Nie zliczę już liczby wejść i zejść schodami to na górę, to w dół.

    Szacując ( tak z grubsza ) to zaliczyłem :

    60 schodów w górę plus 60 schodów w dół ( czasem cztery – pięć razy dziennie ), to wszystko razy 12 lat.

    Dodam jedynie, że jestem z rocznika, który do szkoły chadzał od poniedziałku do soboty włącznie.

    Wolne były jedynie Niedziele.

    Czas narzeczeństwa także trudny miałem, jeśli wiązać temat z WINDĄ.

    Moja obecna, Kochana Pierwsza Żona
    ( taki poważny stan narzeczeństwa, w moim przypadku, trwał od drugiej klasy liceum do roku po zakończeniu studiów ) mieszkała na czwartym piętrze ( oczywiście blok bez windy ).

    Jakież wielkie musiało być ( i jest nadal ) to moje kochanie, ta miłość moja do Niej, jeśli każdego dnia ( czasem po dwa, trzy razy ) wędrowałem po tych schodach, by ujrzeć wybrankę mego serca.

    Myślę, że dobrze mi zrobił ten brak windy.

    Nie dlatego, że w szpilkach nie chodzę.

    Nie dlatego, że do sklepu wolę chadzać częściej i z mniej ciężkimi siatami.

    Niech i sobie DZIEŃ WINDY jest.

    Moje cudowne lata bez niej ( bez windy ) będę zawsze wspominał, jako te najpiękniejsze.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty