Siedzę przed gabinetem w Wojewódzkim Centrum Onkologii. Czy się boję? Nie. Czy powinnam? Trudno powiedzieć. Jestem tu drugi raz. Poprzedni dekadę temu i wtedy też wiedziałam, że będzie dobrze. Tym razem to wprawdzie co innego, ale znam siebie, wiem, że jestem specyficznym organizmem i że nie pierwszy już lekarz próbował ambicjonalnie ustalić, o co właściwie ze mną chodzi.
No więc siedzę i czekam. Obok mnie głównie starsze osoby, część z nich wygląda na bardzo schorowane. Niektórzy przychodzą z obstawą w postaci życzliwej osoby. Przemyka mi przez głowę myśl zgodna ze starym schematem, czy ze mną też tak ktoś by przyszedł. Łapię tę myśl, przyglądam się jej i wiem, skąd się wzięła. Ale to dawna ja. Obecna Beatka wie, że gdy tylko zajdzie potrzeba, że będzie chciała mieć czyjeś towarzystwo w takim miejscu, to zadzwoni do właściwej osoby i poprosi. Uśmiecham się. Jakie to proste.
Kiedyś tak nie umiałam. Dawniej podświadomie przyciągałam trudne sytuacje właśnie po to, by potwierdzały jaka jestem samotna i cierpiąca. Momenty, w których zostawałam sama stanowiły dowód na to, że nie mam przyjaciół, bo wtedy jeszcze wydawało mi się, że powinni czytać w moich myślach i opiekować się mną.
Tak więc spokojnie, jeśli będzie źle, zadzwonię do Was. Póki co przede mną masa mało przyjemnych badań i najgorsze dla mnie - dieta eliminująca nabiał.
Plan na dzisiaj był taki, aby oswoić się z myślą, że na śniadanie w najbliższej przyszłości nie zjem ukochanych płatków kukurydzianych ze wszystkim.
Plan na jutro - przetrwać upał.
Jestem zawsze, czytam nawet w Twoich myślach, mamy podobne prastare dusze. Przesyłam ogrom pozytywnej energii i mocno tulę Cię do serca
OdpowiedzUsuńHmm.. Dziękuję i zastanawiam się, któż to ma tę prastarą duszę? 😉
Usuń