To wcale nie lenistwo!

 Trudne słowo 'prokrastynacja'. Usłyszałam o nim kilka lat temu i przeogromnie ucieszyłam się, że istnieje. Nazywa bowiem coś, co odbierałam w sobie jako lenistwo i czego nie akceptowałam, co chciałam zwalczyć i przez co czułam do siebie wstręt.

Na pewno Ty też znasz uczucie, kiedy nic ci się nie chce, kiedy najlepiej naciągnąłbyś kołdrę na głowę, albo włączył seriale na cały dzień, zaszył się w domu i czytał ulubioną książkę. To uczucie, kiedy chcesz odsunąć obowiązki na potem. I nic w tym złego, jeśli zdarza się raz na jakiś czas, bo jesteśmy przemęczeni i potrzebujemy odpocząć, bo źle się czujemy, bo pogoda odbiera energię, bo cokolwiek... Problem pojawia się wtedy, kiedy "nie chce mi się" wkrada się do życia codziennie i nie raz, a na każdym kroku w ciągu doby oraz dotyczy wielu różnych obszarów naszego życia. 

Prokrastynacja to przesuwanie w czasie wykonania określonych zadań. Podstawą do odsuwania obowiązków jest pozornie bardzo wiele powodów - zmęczenie, zniechęcenie, brak czasu, inne zadanie; ale u podstaw takich zachowań leży przede wszystkim nieuświadomiony lęk: przed porażką, przed sukcesem, przed bezradnością, przed izolacją lub intymnością. To autosabotaż, działający w ten sposób, że dokładamy wszelkich starań, by osiągnąć cel i jednoczęsnie podświadomie lub nie robimy wszystko, aby tego celu nie osiągnąć. 

Gdy uświadomiłam sobie tę przerażającą całość, przeżyłam szok. Z jednej strony cieszyłam się, bo w końcu znalazłam określenie na syndrom, który znałam jako lenistwo, a którego wcale w swoim życiu nie chciałam. Przecież nie mogłam być leniem, skoro pracowałam czasami bardzo ciężko, a to, że pewne kwestie odsuwałam na później przynosiło mi głównie cierpienie i na początku, i w konsekwencji. Czułam, że coś jest nie tak. Niestety wpadałam w błędne koło.

Z drugiej strony, kiedy uświadomilam sobie, jak ważną rolę w moim życiu odgrywa lęk, wpadłam w dołek. Okazało się, że lęk rządzi. Nie wierzyłam, że uda mi się nauczyć się z nim żyć jakoś normalnie. A jednak.

Dzisiaj Dzień Walki z Prokrastynacją, choć ja słowo 'walka' zastąpiłabym jakimś bardziej przyjaznym. Z prokrastynacją nie powinno się walczyć, tak jak z nikim i z niczym. Prokrastynacja to część mnie, więc to walka z samym sobą. Walka to przede wszystkim utrata energii, a tej potrzeba dużo, by oswoić własne lęki. Sprawdziłam na sobie - najpierw zjawisko autosabotażu zaakceptowałam, a potem małymi krokami, każdego dnia starałam się łapać strachliwe myśli i z nimi ... "rozmawiać".

Co mi pomaga? 

Świadomość, że to, co odczuwam nie określa mnie jako kogoś gorszego. Tak mam i teraz ja decyduję, co chcę z tym zrobić.

Co robię?

"Łapię" myśli, które podszyte lękiem, nakazują mi odsunąć coś na potem.

Zastanawiam się, co leży u ich podstaw, strach przed czym.

Analizuję, co najgorszego może stać się wtedy, gdy wykonam konkretne zadanie, które mnie stresuje, właśnie teraz.

Spostrzegam, że najgorsze, co może się stać, to wcale nie koniec świata, a bardzo często to jedynie to, że ktoś sobie coś na mój temat pomyśli.

I działam.

A po działaniu odczuwam podwójną radość - raz, że znowu dałam radę i dwa, że było nawet całkiem miło :)

Jeśli przeżywasz podobne stany, życzę Ci byś uwierzył, że można je naprawić.

Cytat na dziś: "Nigdy nie zapominajcie o tym, by brać z życia jak najwięcej, nie bójcie się ryzykować, płakać ani być szczęśliwymi. Najważniejsze to być w drodze. Każdego dnia robić krok do przodu". (Martyna Wojciechowska) 


Komentarze

  1. PROKRASTYNACJA!
    O KRUCA FUKS ! (jak mawiała niegdyś moja Kochana Babcia Irena)
    Jakie skomplikowane słowo. Nie znałem!
    Może i dobrze!
    Kojarzy mi się z PROKREACJA albo (to chyba lepiej brzmi) FASCYNACJA !
    Takie srany ducha i ciała, o których AUTORKA pisze, oczywiście są także i mego życia częścią. Podejrzewam, że każdy ma swoje :
    "DZIŚ MI SIĘ NIE CHCE !" i "DZIŚ MI SIĘ CHCE !"
    Nie ma się czego wstydzić! To normalne, jak dzień nadchodzący po nocy!
    Wspaniałym jest cytat (przytoczony przez AUTORKĘ) Martyny Wojciechowskiej, który raz jeszcze dowodzi, że najważniejszym jest POZYTYWNE podejście do ludzi, świata, a przede wszystkim ... do siebie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też jestem dobrym przykładem osoby odkładającej pewne sprawy na później, wręcz uciekającej od wyzwań, które wzbudzają wewnętrzny lęk, że nie podołam, że nie spełnię oczekiwań otoczenia i swoich.
    Od dziecka wymagano ode mnie abym, za co kolwiek się nie zabiorę, wykonywała to od razu dobrze, a najlepiej świetnie. Nie było miejsca na błędy – za to były przykre, miażdżące wręcz komentarze. W okresie wkraczania w dorosłość również znalazło się kilka osób, na studiach i w pracy, które boleśnie podcięły mi skrzydła.
    Długo dorastałam do poczucia satysfakcji z własnych możliwości, do doceniania własnej wartości. Z wiekiem jest co raz lepiej. Jednak nadal, mimo świadomości jak wychowanie i inne życiowe sytuacje wpłynęły na mój charakter, trudno mi pokonać odruch autosabotażu w istotnych dla mnie edukacyjno-zawodowych wyzwaniach. Walczę wtedy ze sobą i staram się przekonać samą siebie, że wykonam zadanie świetnie i zostanę doceniona, a nie zbesztana. Nie raz jednak wykonanie zadania zajmuje mi więcej czasu, niż powinno, bo chcę mieć pewność, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Nie lubię, gdy coś jest robione byle jak. Nawet sprzątam porządnie, albo wcale �� Notabene, ostatnio przeczytałam artykuł, w którym prokrastynacja została uznana za cechę osób bardzo inteligentnych. A wiąże się to z tym, że takie osoby odraczają ukończenie swojego dzieła po to aby "nabrało mocy". Tak więc trochę się pocieszyłam, że może nie jest ze mną aż tak źle ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakże bliskie są mi Twoje doświadczenia...
      Bardzo pomogła mi podpowiedź Beaty Pawlikowskiej, mówiąca o tym, żeby zacząć robić coś, pracować, uczyś się, oddawać się pasji dla siebie samej, nie dla poklasku ze strony otoczenia. Aby starać się robić coś najlepiej jak się potrafi dlatego, że tak się chce i tak się to czuje sercem, a nie dlatego, że ktoś tego od nas oczekuje.
      Jeśli zaś chodzi o "nabieranie mocy", to myślę, że ma to sens wówczas, gdy jesteśmy pewni, że zdołamy w jakimś określonym momencie zabrać się za wykonanie naszego odwlekanego zadania. W innym wypadku może się to skończyć jak z moim wykształceniem, które postanowiłam uzupełnić po 12 latach. Wiadomo, lepiej późno niż wcale :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty