Moc uścisku
Dzisiejszy post może trochę nie na czasie. Będzie o przytulaniu, a to w dobie pandemii dość ryzykowne działanie. Jednak chcę o tym napisać, bo bardzo mocno temat ten we mnie pracuje.
Czym jest przytulenie? Według mnie przede wszystkim spotkaniem. To zatrzymanie się w pół drogi do kogoś i wpuszczenie go w swoją intymną przestrzeń. To wejście do jego strefy bliskości. To danie siebie na chwilę i przyjęcie kogoś. To akceptacja drugiej osoby, bo przytulenie niesie przekaz. Jest komunikatem, nie tylko takim, że druga osoba jest w tym momencie dla nas ważna, ale także, że jest przez nas przyjmowana jako całość, której udzielamy wsparcia.
Najczęściej przytulają się dzieci. Do swoich rodziców lub innych bliskich im osób. Szukają u nich bezpieczeństwa i uwagi, troski, pocieszenia. Tulą się w kółko. Jest to zachowanie akceptowane i pożądane przez rodziców.
Zastanawiam się zawsze z ogromnym zdziwieniem, dlaczego rodzicowi starszego dziecka tak trudno jest je przytulić... Może dlatego, że z różowego bobaska przeistoczyło się w samodzielnie myślącą istotę, która nie zawsze wpisuje się w ich wyobrażenia o dziecku idealnym.
Kolejni na mojej liście są nastolatkowie, wśród których przytulenie jest gestem powitania. Wczesna młodość to taki okres w naszym życiu, kiedy jesteśmy otwarci, mamy wielu znajomych. Prezentowany gest informuje, że w grupie wszyscy jesteśmy dla siebie ważni, wszyscy się liczymy.
Przytulają się pary, przyjaciele. Ściskamy się gdy chcemy podziękować, wesprzeć, przekazać pozytywne życzenia. Gdy komuś radośnie lub smutno. Zawsze przytulenie niesie w sobie ogromną moc, bo jest potwierdzeniem mnie jako istoty wyjątkowej. Czy przytulamy wszystkich? Nie, tylko tych, którym ufamy.
Znam ludzi, którzy się nie przytulają. Współczuję im, bo są samotni i przerażeni możliwą bliskością z drugim człowiekiem, w której trzeba okazać autentyczność.
Lubię, gdy podchodzą do mnie moi uczniowie, głównie dziewczyny, wiadomo. Jest to niezwykły gest zaufania kierowany w moją stronę. Chyba najważniejszy w pracy pedagoga. Dopiero tuż za nim jest rozmowa.
W kółko tulę moich synów. Korzystam, póki mogę, "ten" ich wiek zbliża się nieubłaganie. Zawsze na powitanie i zawsze na pożegnanie.
Ale gdy obserwuję otaczających mnie ludzi stwierdzam, że przytulamy się zdecydowanie za rzadko. Co jest tego przyczyną? W oparciu o powyższą interpretację - brak akceptacji dla drugiej osoby czy strach przed prawdziwym ja?
No piękny i bardzo bliski memu sercu temat poruszasz Beatko w powyższym tekście.
OdpowiedzUsuńJa to właściwie jestem jeden wielki PRZYTUALAS !
Zarówno jeśli idzie o to, aby przytulać jak i aby być przytulanym !
Jak sięgam pamięcią, to PRZYTULANIE w mej rodzinie istniało zawsze.
Zapewne z PRZYTULANIA na świecie się pojawiłem ( i tu chwała za to moim Kochanym Rodzicom ) , potem z PRZYTULANIA na świat przyszedł mój brat ( też kochany, choć czasem „darliśmy koty” )
A propos kota. Jako małe dziecko ( to pamiętam , jak dziś ) miałem swoje ulubione PRZYTULANKI :
trzy misie, dwa kotki, jedną dłuuugaśną, mieniącą się kolorami tęczy ( nikt nie kojarzył wówczas tych barw ze słowem gender ) dżdżownicę, miałem też pieski maskotki – przytulanki.
Poza PRZYTULANKAMI, do przytulania byli przede wszystkim moi Kochani Rodzice.
Z Nimi ( najczęściej z mamą ) można było zawsze porozmawiać o wszystkim.
Ileż to razy Mama, przytulając mnie przed snem, czy potem, przed różnymi egzaminami, szeptała do ucha :
„Kocham Cię syneczku”
Taki PRZYTULAS wzbogacony o te kilka pięknych słów, dawał tyle wiary w siebie, tyle pozytywnej energii, tyle ciepła na dalszą część dnia, tyle …
Mnóstwo radości w naszym domu sprawiały zwierzaki, które były częścią naszej codzienności.
One także bardzo często lubiły być przytulane i przytulały się do nas.
Nie zapomnę naszego Achillesa, ogara polskiego, który był z nami na dobre i na złe prze ponad 14 lat.
Każdego ranka „wpychał się” do łóżka aby się „poprzytulać” choć trochę i dotknąć mnie swym mokrym, ciekawskim nosem.
Kochana psiunda.
Mieliśmy także i kota, i dwa chomiki.
Były też rybki, ale tutaj to z przytulaniem było zdecydowanie gorzej.
Uwielbiałem PRZYTULANIE od najmłodszych lat.
Za zbyt częste PRZYTULANIE koleżanki w przedszkolu musiałem przez długi czas ( ponoć tylko 15 minut, ale dla mnie to była wieczność ) klęczeć w ciemnym kącie na dwóch woreczkach z grochem !
Takie to były czasy trudne dla PRZYTUALASÓW !
Potem z przytulaniem ( dziewcząt ), to już byłem o wiele bardziej ostrożny.
Przytulam ludzi, którym chcę „przekazać” choć trochę pozytywnej energii, wiary w siebie, gdy mogę pocieszyć, coś pomóc, choć trochę.
Czasem zamiast słów wystarczy taki szczery PRZYTULAS.
Nie zawsze potrzebny jest taki prawdziwy PRZYTULAS.
Czasem wystarczy rozmowa, przytulenie ręki, pogłaskanie.
Bywają i sytuacje, że najlepiej wziąć w swoje dłonie ręce drugiego człowieka i razem … pomilczeć.
Wielu takich sytuacji doświadczyłem, jako wolontariusz w hospicjum.
Z perspektywy czasu ( jako człowiek już z pewnym, życiowym doświadczeniem ) stwierdzam, że jestem DZIECKIEM SZCZĘŚCIA.
Rodzinne ciepło było ze mną od samego początku.
Teraz próbuję tym samym ciepłem dzielić się z innymi.
Rodzice !
Pamiętajcie jak ważnym elementem rodzinnego życia jest … PRZYTULANIE !
Niech nigdy Wasze dziecko nie będzie musiało szeptać :
"Przytul mnie Tato - niech cud się stanie !
Pochwal mnie Mamo słowem lub gestem,
Lecz nie za stopnie czy zachowanie,
Ale po prostu za to, że ... jestem !!! "