Kolonie

 Pamiętam swoje pierwsze, jedyne w życiu kolonie. Niby było fajnie, ale nie wspominam ich dobrze. Zostały mi w pamięci zdecydowanie smutne momenty. Był to czas, kiedy zaczynałam tracić pewność siebie, jaką wynosi się z domu rodzinnego. Mój dom się rozpadł, więc i poczucie wartości leciało na łeb, na szyję. W czasie dwóch tygodni pobytu na obozie, kilkukrotnie poczułam się gorsza. Z różnych powodów. Jednym z nich były ubrania. I nie chodziło o to, co stanowi problem w dzisiejszych czasach, że nie miały odpowiedniej metki, tylko o to, że ja zwyczajnie nie miałam stosownych do wyjazdu ubrań, butów.

Dlatego dzisiaj rano, tuż przed wyjazdem mojego syna na jego pierwsze, mam nadzieję nie ostatnie, kolonie, udaliśmy się do sklepu, żeby dokupić spodenki, żeby mu nie brakowało. 

Komentarze

  1. Beatko !

    Moje wyjazdy na kolonie, to była zupełnie inna bajka.

    Może czasy były inne, chyba bardziej przyjazne dla zewnętrznej odmienności i statusu społecznego.
    Oboje z moich kochanych rodziców, to był tzw. średni personel medyczny.
    Mama pracowała, jako siostra przełożona w Szpitalu Zakaźnym w Brzeźnie.
    Tato pracował w pracowni gastroskopii Akademii Medycznej, a popołudniami ( trzy razy w tygodniu ) dorabiał w Gabinecie Chirurgii Plastycznej, asystując przy operacjach plastycznych.
    W tamtych ( jak dla mnie dobrych i nie tak, jak dzisiaj, zwariowanych czasach ) działy socjalne wielu zakładów pracy, przedsiębiorstw i firm szczególny nacisk kładły na organizowanie ( w ramach posiadanych środków ) wakacyjnego wypoczynku dla swoich pracowników oraz ich rodzin. Wyjazdy na kolonie to był priorytet dla działu socjalnego Akademii Medycznej, w której Tato pracował, a jednocześnie był aktywnie działającym członkiem komisji socjalnej.
    W tamtych, minionych już czasach, obiektami wypoczynku wakacyjnego były nie tylko ośrodki wypoczynkowe, będące własnością zakładów pracy, ale także szkoły przeobrażały się na czas wakacji w fantastyczne obiekty kolonijne.
    Sale lekcyjne, w których ławki zastępowano zwiezionymi z różnych magazynów łóżkami, stawały się wieloosobowymi pokojami do spania, codziennych wygłupów i fantastycznym miejscem na realizację różnorodnych pomysłów, tkwiących w głowach lokatorów.

    Dzięki tak prostym rozwiązaniom, szkoły wykorzystywano nie tylko w okresie od września do końca czerwca, ale także podczas tzw. miesięcy wakacyjnych.
    Szkoda, że ta idea lepszego wykorzystania obiektów oświatowych zanikła całkowicie.
    Dzieci i młodzież, mieszkająca w górach, przyjeżdżała nad morze lub do Krainy Tysiąca Jezior.
    Dla tych z nad morza organizowano wyjazdy w góry.

    Wracając do moich wyjazdów kolonijnych.

    Na kolonie zawsze wyjeżdżałem z mym o rok i dziewięć miesięcy młodszym bratem.
    Nie byłem sam i świadomość, że miałem młodszego brata dodatkowo do opieki, nigdy mi nie przeszkadzała.
    Z perspektywy czasu mogę śmiało stwierdzić, że nie żałuję ani jednego dnia spędzonego poza domem w obiektach kolonijnych. Były kolonijne przyjaźnie, miłości.
    Były kolonijne psikusy i ciekawe miejsca poznane z kolonijną grupą.
    Jednym z moich ( naszych – wszak z bratem jeździłem ) kolonijnych kolegów był sam Donald Tusk.
    Jego mama także ( jak mój Tato ) pracowała w Akademii Medycznej i wysyłała syna na kolonie z tego samego Działu Socjalnego.
    Świat, jak widać, jest mały.
    Ze dwa razy była okazja spotkać się z dorosłym już Donaldem i powspominać stare, dobre czasy kolonijne.

    Każdy z nas odnalazł swoją drogę w życiu i każdy inną.
    I niech tak już zostanie, bo przecież w tym jest piękno świata, że każdy z nas inny.
    Najważniejsze, abyśmy byli otwarci na drugiego człowieka, mieli w sobie dużo pozytywnego myślenia i przeświadczenie, że tolerancja i akceptacja są zawsze w cenie najwyższej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na kolonie wyjeżdżałam wielokrotnie; pewnie bywało różnie, ale moja wybiórcza pamięć podsyła mi raczej miłe obrazy :) Pamietam wielkie tłumy , rozdawanie chust, potem chyba również czapeczek, z napisem "Stocznia Gdańska im. Lenina" ..... Wielkie zamieszanie przy wsiadaniu do specjalnie podstawianego pociągu kolonijnego !!! Zgadywanie, po której stronie będzie peron w Gdańsku Głównym na powrocie, wychylanie się z okien (co było oczywiście zakazane); czereśnie, ogórki małosolne , lody ... Poranna gimnastyka i apele, niczym na zgrupowaniu wojskowym:) Papierowe listy i pocztówki; ogniska z kolonijnymi piosenkami i skeczami; tęsknota za domem, a na koniec płacz przy pożegnaniu z kolegami...
    Oby mój syn płakał na obozie tylko z tego powodu !!! Niestety, głos starszej córki donosi, że jeden z domków w Przywidzu jest "domkiem specjalnej troski..."

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  4. No cóż :) :) :)
    Nawet domyślam się, o który domek chodzi :) :)

    Może w przyszłym roku będzie lepiej :) :)

    Wyjazdy do Przywidza, organizowane przez Panią Małgosię zawsze uważałem i uważam nadal za najlepiej przygotowane i organizacyjnie przemyślane od początku do końca.
    Super plan każdego dnia, fantastyczna kadra, zajęcia dopasowane do zainteresowań uczestników.

    Tylko POGRATULOWAĆ !!!

    OdpowiedzUsuń
  5. U mnie podobnie, nigdy nie byłam na koloniach, ale wiem z jakiego powodu czułam się gorsza. Też przed wyjazdem dzieci zawitałam do sklepów i nie jakichś wyszukanych, tylko do Pepco i Decathlonu. Wiem, że te kolonie da wyjątkowe i że dzieci marzą o tym, żeby tu być za rok.

    OdpowiedzUsuń
  6. Pani Beato !
    Pozdrawiamy z Przywidza.

    Pomimo niecodziennych , szalonych i nieco nienormalnych sytuacji , nasz domek ( i pan Paweł) bawią się najlepiej .

    Asia, Amelka , Marysia , Malwina i Oliwka.

    PS. Panie Grzesiu, jeżeli czyta Pan ten komentarz, to prosimy o więcej historii z Donaldem Tuskiem i dziękujemy za wiersze na zakończenie roku, były niesamowite.

    PPS. Na dzisiejsze wieczornej biesiadzie, nasz stół, jedząc wątpliwej jakości tosty, nieokiełznanie śmiał się ze wspomnienia naszej lekcji polskiego o goleniu nóg , podczas której Morwa (Malwa) miała załamanie nerwowe.

    Pozdrawiamy !!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się Dziewczyny, że Wam tam dobrze! I panu Pawłowi! ;) Cudownie, że nawet z wakacji odzywacie się do nauczyciela różnymi kanałami! Przeraża, że czytacie, co piszę. Będę uważać, aby nieświadomie kolejnego kryzysu emocji nie spowodować.

      Usuń
  7. Kochane Przywidzianki!
    Wasz wpis na trwałe zapisze się w historii KAWIARENKI .
    Jesteście niesamowite!
    Wielkie dzięki za dobre słowa kierowane pod moim adresem.
    Jestem pewien, że każdy wakacyjny wyjazd organizowany przez Panią Małgosię w Przywidzu ( w tle z Panem Pawłem i reszta wspaniałej kadry oraz gości prowadzących przeróżne warsztaty tematyczne) zasługuje na brzmiący własnym rytmem wierszyk cxy nawet ... Hiphop...
    Pomyślę o tym

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty